Żyjąc w wielkim mieście mijamy i spotykamy wielu ludzi. Prawie wszyscy z nich to zabiegani przedsiębiorcy, pracownicy firm lub korporacji.

Jednak każdy z tych ludzi ma swoją historię i opowieść. Dziś przedstawiam Państwu Adama Śmiałka - człowieka, którego fotografie mnie urzekły.


Zacznijmy oficjalnie - data i miejsce urodzenia?

18 marzec 1972, Częstochowa, choć miejsce raczej z przypadku. Czuję się Krakusem ;)

Jaki jest Pana zawód?

Zawodu, jako takiego, właściwie nie posiadam. Robiłem w życiu wiele rzeczy, lecz nie mam certyfikatu na żadną z nich. Nikt też do tej pory nie pytał mnie o dyplom. Po ukończeniu liceum dwukrotnie podjąłem próbę studiów, ale rezygnowałem jeszcze na pierwszym roku. Było to głównie związane z czasem przemian, gdyż to był 1991 rok. Ciężko było wtedy przewidzieć, jaką drogę zawodową wybrać warto.

Czym Pan zatem się zajmuje?

Zajmuję się wieloma rzeczami. Przede wszystkim tak zwanymi nowymi mediami. Film, fotografia, muzyka, internet – a to wszystko w służbie sprzętu foto-video, który testuję, recenzuję i współprojektuję. Zajmuję się także edukacją w wymienionych dziedzinach, pracuję również dla historyków sztuki, tworząc nowoczesną dokumentację, projektuję elektronikę dla medycyny i robię wiele innych rzeczy, częściej lub rzadziej.

 

foto: Adam Śmiałek

Panie Adamie, ale ja wiem, że Pan zajmuje się także fotografią. To pasja, czy zawód?

Kiedyś to była pasja, jeszcze w czasach fotografii klasycznej. Lecz w związku z tym, że stałem się pionierem - entuzjastą fotografii cyfrowej, dość szybko pasja zamieniła się w pracę. Zacząłem pisać artykuły m.in. do Chip Photo Video i kilku innych wydawnictw. Obecnie współpracuję z dużym importerem europejskim sprzętu foto i video, i dla niego robię opracowania, projekty i różne rzeczy związane z fotografią i filmem.

Czy umie Pan rozdzielić pasję od pracy?

Zaczęło mi się to trochę zacierać. Może dlatego, że mam komfort wyboru zleceń i wybieram te, które mogą być zarazem moją pasją. Nie tylko związane ściśle z techniką, ale też np. z historią. Współpracuję m. in. z ASP w Krakowie i wykonuję zlecenie fotograficzne, filmowe i multimedialne, związane z historią i konserwacją zabytków. Wracam też do muzyki, którą kiedyś się zajmowałem, ilustrując dźwiękowo własne filmy. I to też traktuję jako pasję i równocześnie źródło dochodów.
 
A jak spędza Pan wolny czas?

Lubię iść przed siebie. Bez planu, bez listy szczytów do zdobycia. Wsiadam do jakiegoś busa i wysiadam tam, gdzie jest ładnie. Idę pieszo cały dzień, albo i noc, aż mi się znudzi. I wracam, stopem, busem, okazją. Najczęściej chodzę sam, wtedy zwykle słucham słuchowisk radiowych. Świetnie się komponują z obrazem, który widzę, idąc tak w nieznane. Czytać lubię bardzo. Każda okazja do podróży, mała czy duża, to okazja do czytania. Wiele razy już zajechałem przystanek czy dwa za daleko, bo pochłonęła mnie książka. Poza tym uczę się w wolnym czasie, poznaję nowe, z różnych dziedzin: techniki, historii, nauki, ludzi. A czasem, w zaciszu domowego warsztatu lubię ożywić jakiś czterdziestoletni kalkulator czy inne stare radyjko.

 

foto: Adam Śmiałek

Czy wędrówki, które Pan wykonuje służą tylko do poznawania ludzi, siebie i kontemplowania przyrody, czy łączy je Pan z pracą?

Staram się robić wiele rzeczy na raz. Idąc gdzieś przed siebie odpoczywam, ale też przygotowuję kolejny materiał. Czasami robię zdjęcia dla własnej satysfakcji, a czasami także dla celów komercyjnych. Mam ten komfort, iż często mogę dobierać sobie tematy do potrzeb zawodowych. Znajomi już wiedzą, że gdy pojawię się na jakiejś wspólnej wyprawie, z pewnością będę miał jakiś nowy gadżet i gdzieś się tam na chwilę zgubię szukając kadru.

Na Pana stronie internetowej była zawarta myśl, że rzucił Pan szkołę, by móc się dalej uczyć. Proszę rozwinąć ją rozwinąć.

Pewno chodzi o słowa „Szkołę rzucił, jak się mu znudziła, dzięki czemu miał dużo czasu na naukę.” Kiedy kończyłem liceum, akurat w Polsce nastał czas zmian ustrojowych. Koledzy, którzy wcześniej marzyli o pracy w Pewexie albo na placówce zagranicznej w Berlinie Zachodnim, nagle stracili sens swoich marzeń. Większość kierunków studiów bardzo się zdewaluowała. Startowałem na robotykę, na AGH, ale dostałem się na metale nieżelazne. Nie widziałem siebie w tym zupełnie, mimo iż chemia także należała do moich pasji. Potem próbowałem szczęścia na Akademii Ekonomicznej, ale poziom marketingu (który tam studiowałem), w owym czasie był żenujący. Zresztą większość z nas pamięta początek lat dziewięćdziesiątych i ogólną kiepskość wszystkiego, co było u nas nowe, z tak zwanego „zachodu”. Zrozumiałem wtedy, że jeśli będę chciał coś osiągnąć, to będę musiał sam się za to zabrać. Jeszcze w podstawówce zacząłem zgłębiać tajniki elektroniki i po liceum mogłem już pracować jako projektant systemów elektronicznych stosowanych w transporcie publicznym. Robiliśmy takie rzeczy, jak kasowniki do biletów, obsługę elementów wyposażenia taboru, zabezpieczenia i nadzór nad całą siecią komunikacji. Był też czas pierwszych GPS-ów, jeszcze zakłócanych przez rząd USA do dokładności kilkusetmetrowej. Myśmy tę dokładność poprawili do dzisiejszej i mapa Krakowa z poruszającym się samochodem naszego szefa robiła wtedy ogromne wrażenie. To był nasz wynalazek i byliśmy z tego dumni. Dziś firma, w której wtedy pracowałem, jest jednym z największych potentatów zarządzania transportem. Ale mnie się to po dwóch latach znudziło i był to zarazem koniec mojej pracy na etat w ogóle.
Elektronika to wiedza, którą zdobyłem sam. I podobnie jest z fotografią, filmem, muzyką i właściwie wszystkim, co w życiu robiłem i pewno jeszcze robić będę.

 

foto: Adam Śmiałek

A skąd Pan czerpie wiedzę?

Oczywiście przed internetem były książki. Czasy szkolne to permanentny brak pieniędzy. Na szczęście w Krakowie była duża księgarnia techniczna, w której można było kupić mocno przecenione pozycje, uszkodzone, ale za jedną piątą ceny. Mam tych książek sporo na strychu, z brakującymi rozdziałami, powtórkami czy odwróconymi stronami. Dziś mamy internet, zasoby są ogromne, trzeba tylko umieć poszukać i oddzielić wartościowe informacje od śmieci. Dużo wiedzy można zdobyć na forach tematycznych, czy wcześniej, dzięki grupom dyskusyjnym.

Czy Pan słyszał o filozofii slow life?

Tak, oczywiście

Czy Pan zatem celebruje życie?

Myślę, że tak, chociaż czasami pracy jest za dużo, bo pozwalam sobie na zbyt wiele. Niedawno wykonywałem duży i czasochłonny projekt dla muzeum – obozu zagłady w Oświęcimiu i mimo, że nie założyłem początkowo takiego ogromu pracy, zakończyłem go z satysfakcją, ale i z dużym zmęczeniem. Zdarza mi się, że czasami nie oceniam trafnie ilości czasu potrzebnego do realizacji projektu i potem zarywam noce.

Jest Pan dowodem na to, że można łączyć pracę z pasję i żyć szczęśliwie.

Tak, mogę śmiało powiedzieć, że połączenie pracy z pasją albo pasji z pracą, jest już dla mnie celem życiowym. I wierzę, że nie będę musiał kiedyś w życiu robić czegoś, co będzie tylko pracą, a jeszcze gorzej, pracą bez satysfakcji.

Dziękuję za rozmowę.

 

Adam Śmiałek

Przypadki Adama Śmiałka