„Mimozami jesień się zaczyna, złotawa, krucha i miła” - śpiewał Czesław Niemen w cudownej piosence - w sposób niezapomniany wg wiersza „Wspomnienie” Juliana Tuwima.

Jednakże, to nie mimoza rośnie w Polsce, lecz nawłoć pospolita (mylnie nazywana mimozą) i nie od jej zakwitnięcia zaczyna się jesień, lecz od pojawienia się kwiatów astrów. Nawłoć rozpoczyna kwitnienie we wrześniu, kiedy w ogrodach w najlepsze kwitnie jeszcze wiele kwiatów. Dopiero, gdy noce stają się chłodne, choć w dzień jest ciepło, tj. w październiku, pojawiają się cudowne i kolorowe kwiaty astrów. Mimo feerii cudownych kolorów i kształtów astrów, i wieloma krążącymi na nich pszczołami i bąkami, z każdym dniem, dociera do nas świadomość, że to już nieubłagany koniec lata. Jak co roku, przez dwa tygodnie w domu w wazonach królują astry, zaś na tarasie odbywają się ostatnie posiedzenia rodzinne - w ciepłych promieniach ostatniego jesiennego słońca.

Pod modrzewiem, pojawiają się przepiękne grzyby - maślaki żółte - rosnące wyłącznie pod modrzewiami. Po przekrojeniu mają intensywny i niespotykany kolor cytrynowo-żółty, ale po chwili zmieniający się na różowo-niebieski. Mają specyficzny przyjemny zapach. Zupy z nich są bardzo smaczne i traktujemy je jako rarytas, gdyż grzyby te pojawiają się tylko sporadycznie i nie każdego roku. Dla kontrastu, przy starym ściętym dawno pniu drzewa, wyrastają jakieś cudne grzyby w kolorze żółtawo-beżowym i tak mocno zwarte jeden przy drugim, że  wyglądają jak armia chińskich żołnierzy stojących na baczność. Nigdy ich nie zrywamy, ani nie uszkadzamy, bo żal tracić taki piękny widok.

Potem, w nocy pojawiają się pierwsze przymrozki i przez kilka dni obficie spadają liście. W ogrodzie na jeszcze zielonej trawie, jest mnóstwo najróżniejszych kolorów liści: od żółtych z brzozy, przez srebrne z rokitników, czerwone z perukowców i dereni, bordowe z berberysu, aż po pomarańczowo-żółte igły modrzewi. Rankiem pojawiają się też pierwsze szrony, co tworzy przecudne kombinacje srebrnych otoczek na wszystkich roślinach, gałązkach i ogrodzeniu. Jeśli jest dobra pogoda i słoneczny poranek, to w ogrodzie jest jak w baśniach Andersena. Cały ogród - łącznie z trawnikiem, jest srebrzysto-biały. Nawet pół zgniłe liście oblepione szronem wyglądają jak nie z tej planety. Kiedy z modrzewi spadną ostatnie igły, konary ukazują skrywane dotąd uroki - szczególnie w miejscach odciętych wiosną gałęzi. Miejsca te świecą czerwonymi, pomarańczowymi i bordowymi odcieniami, a oglądane z bliska, hipnotyzują. Podobnie wygląda czerwono-brązowa kora na pniu modrzewia.

Kiedy przeniesie się wzrok na ogołocone z liści derenie, to mamy kolejny zaskakujący widok: krwisto-czerwone gałązki. Na tle szarego już i ściemniałego ogrodu, taka czerwień kontrastuje i naprawdę urzeka.  

Przychodzą słotne, chłodne i mokre dni. Niby deszcz nie pada, a na wszystkim wiszą krople wody. Jest tak ponuro, że odchodzi ochota spaceru po ogrodzie, ale to tylko pozory. Wystarczy z bliska przyjrzeć się zmoczonym nagim, gałązkom czy ostatnim nie zjedzonym przez ptaki owocom berberysu. Krople wody wiszące na nich sprawiają wrażenie, jakby były tu od zawsze. Mokre pędy sosny karłowatej czy świerku syberyjskiego, jakby mówiły, że ta słota im sprzyja.

Po godzinnej wędrówce po jesiennym ogrodzie, kiedy za każdym razem w ciepłym pomieszczeniu oglądamy wykonane zdjęcia, stwierdzamy, że jednak nasz ogród potrafi być piękny - także jesienią. Do tych zdjęć wracamy raz i drugi mimo, iż za oknem już pierwsze objawy zimy. To jest właśnie trzeci wymiar ogrodu - także jesienią.


                                                                                                                     Jerzy Zembrowski